Początki
Budynek Liceum przy ul. Starowiejskiej, nieco przytłoczony młodszymi wieżowcami, wrósł mocno w centrum Rumi i dla większości tutejszych mieszkańców jest tam "od zawsze", chociaż niektórzy z nich przywykli nazywać go "piątką".
Nobliwie prezentujący się obiekt powstał wkrótce po historycznym dla Rumi uzyskaniu praw miejskich (dla przypomnienia: miastem Rumia stała się 7.10.1954 r.); już na początku 1956 roku rozległ się tu pierwszy dzwonek szkolny. Jednak jako instytucja Liceum jest od miasta starsze o 5 lat i pierwszym rocznikom uczniów kojarzy się ono ze skromniejszym z wyglądu, zwłaszcza wtedy, budynkiem obecnej Szkoły Podstawowej nr 4.
Zatem cofnijmy się jeszcze o parę lat. W czasie okupacji budynek "czwórki" był wykorzystywany do celów produkcyjnych Luftwaffe, jednak po działaniach wojennych 1945 r. okazało się, że mimo dużej dewastacji wnętrza tylko on spośród obiektów szkolnych Gminy nadawał się do nauczania, i tak tu, na uboczu, wśród janowskich pól i nieużytków, mając za sąsiada jedynie magazyn zbożowy, schodziły się dzieci w wieku szkolnym z Rumi, Zagórza, Janowa. Te z Białej Rzeki skierowano do Redy. Ta jedyna w ok. 10 - tysięcznej miejscowości szkoła miała ponad 1000 uczniów, a w klasach tłoczyło się po 50 - 60 osób.
Po wyremontowaniu szkoły w Zagórzu i odbudowie szkoły w Starej Rumi zrobiło się w Janowie przestronniej i już w roku szkolnym 1948/49 utworzono niewielką, 18-osobową klasę ósmą o programie ponadpodstawowym, w tym z jęz. angielskim i francuskim. Jednak po uzyskaniu promocji uczniowie ci musieli szukać możliwości kontynuowania nauki w innych liceach. Był to swoisty poligon doświadczalny dla grona pedagogicznego, gdyż w kolejnym roku szkolnym 1949/50 powstała nowa, już "rozwojowa" ósma klasa, tym razem aż 39 - osobowa, i od jej utworzenia datuje się początek Liceum. Jeszcze wtedy kierownikiem całej "Państwowej Szkoły Ogólnokształcącej Rozwojowej w Rumi - Janowie" był p. Ignacy Lisewski, a wychowawczynią licealnej klasy ósmej - p. Anna Stefanowska (Hartun).
Charakterystyczny dla tamtych czasów był coroczny duży odsiew uczniów w klasach. Do klasy dziewiątej przeszło zaledwie 21 osób, a po dalszych 3 latach nauki maturę w 1953 r., pierwszą w tej szkole, zdało 12 osób. Jednakże pewien wpływ, zwłaszcza na śródroczny ruch uczniów, miało także i to, że byli nimi min, wychowankowie z tzw. Zakładu, internatu prowadzonego przez OO. Salezjanów; chłopcy ci trafiali tam z różnych stron Polski i niekiedy sytuacje życiowe powodowały zmiany miejsca pobytu i szkoły.
Duża była wtedy także rotacja dyrektorów i nauczycieli. Osoby, które poza dyrektorami szczególnie utkwiły w pamięci pierwszych roczników klas licealnych, to: p. Olga Śliwa (jęz. polski), p. Janina Sierzputowska (rysunek, jęz. polski), p. Zofia Ostrowska (jęz. angielski), p. Anna Gasińska (jęz. rosyjski), p. Stefan Kilichowski (historia), p. Krystyna Haupianka (geografia), Aleksandra Drozdowska (chemia), ks. Feliks Cieplik (religia).
Mimo tzw. czasów stalinowskich i zimnej wojny cały czas był nauczany jęz. angielski, przejściowo łacina, a do r. 1955 także religią później przeniesiona do sali katechetycznej. Problemem były lekcje wf-u, odbywane na piaszczystym boisku lub na holu, gdzie tylko drzwi dzieliły ćwiczących od innych przedmiotów. Jednak rozgrywano też turnieje szachowe, a nawet odbył się prawdziwy mecz bokserski między klasą XI a "resztą szkoły". Ówczesnej szkoły nie można sobie wyobrazić bez dużego chóru, licznych organizacji uczniowskich oraz wielu akademii rocznicowych. Regularnie odbywały się apele szkolne z tzw. prasówką. Rok szkolny dzielił się na 4 okresy, toteż chlebem powszednim były klasówki i odpytywanie uczniów. Nikomu nawet na myśl nie przychodziły wtedy wolne soboty...
W nowej siedzibie
Od 1954 r. budowano nowy obiekt szkolny przy ul. Starowiejskiej. Początkowo władze, już miejskie, wahały się, czy ma to być bardzo potrzebna w centrum Rumi szkoła podstawowa (nie było wtedy jeszcze SP nr 6 i nr 8), czy liceum. Wybrano kompromis: liceum z nadal tylko jednym ciągiem klas oraz starsze , V-VJJ, klasy podstawowe złożone z uczniów poprzenoszonych z innych, zatłoczonych szkół.
Nauka w nowym budynku rozpoczęła się po przerwie świątecznej, łączonej wtedy z feriami zimowymi, 6 stycznia 1956 r. W tamtych czasach nikt nie kręcił nosem na szczupłość sali gimnastycznej, wąskie korytarze i schody, brak szatni. Błyszczące parkiety, przestronna stołówka (późniejsza pracownia techniczna), możliwość odbywania lekcji wf-u bez ciągłego napominania, by okrzykami nie przeszkadzać innym w ich lekcjach, to wszystko wydawało się szczytem luksusu. Luksus ten uczniowie musieli szanować, zmieniając skrupulatnie obuwie na kapcie. A sala gimnastyczna kolejnym rocznikom kojarzy się zapewne nie tylko z wf-em czy SKS - em, ale także imprezami szkolnymi, maturą, a długo także Studniówkami trwającymi tylko do ostatniej kolejki.
W 1961 r. wprowadzono drugi ciąg klas ("3") licealnych, a ponieważ położenie szkoły w bliskości dworca i zwiększona częstotliwość SKM ułatwiały dojazdy, przybywało uczniów z Gdyni i Wejherowa. Takie wymieszanie młodzieży z różnych środowisk niewątpliwie ubarwiło społeczność uczniowską.
Ważnym wydarzeniem w życiu szkoły było nadanie jej imienia. Z okazji 50 rocznicy Rewolucji Październikowej władze zadecydowały o nadaniu właśnie tego imienia, nie bez pewnych wychowawczych i organizacyjnych komplikacji.
Tzw. ideowe zangażowanie uczniów było wówczas w wielkiej cenie, toteż tylko wyjątkowo oporni nie należeli do żadnej organizacji młodzieżowej. Dla władz oczkiem w głowie był ZMS, jednak godziły się też na działalność ZHP i nawet ją wspierały. Na pewno wielu byłych uczniów mile wspomina uczestnictwo w rajdach i zlotach harcerskich z lat 60., których na terenie szkoły główną sprężyną był przez kilka lat druh Zbyszek Bieszk. Entuzjasta turystyki pieszej, prof. Leopold Zmarzlik, w sezonie co niedziela dołączał do gdyńskiej "Wanogi" grupę naszych "Frędzelków", przemierzejąc wzdłuż i wszerz urokliwe tereny Pomorza. Tu również trzeba przypomnieć precyzyjnie przygotowanie, zarówno kształcące, jak przyjemne coroczne wycieczki autokarowe klas Ul na południe Polski, organizowane przez geografów, prof. Krystynę Tomaszewską i dyr. Stanisława Sochockiego. W latach 60. i 70. stanowiły one prawdziwą tradycję Liceum, ale bywały też inne wycieczki, do Warszawy czy Poznania, a uczestnicy dwóch harcerskich obozów wędrownych szlakiem Orlich Gniazd, zorganizowanych przez prof. Krystynę Niżnikiewicz, zapewne wspomnienia z tej wędrówki zaliczają do najatrakcyjniejszych kart swojego pobytu w szkole średniej.
Również z mieszanymi uczuciami można się odnosić do akademii szkolnych, organizowanych wg stałego kalendarza rocznic. Z reguły nie słuchano okolicznościowych referatów, natomiast występy muzyczno - wokalne i dobre deklamacje wywoływały niekiedy duży aplauz. Czy tylko dlatego, by przedłużyć przerwę w lekcjach? Chyba jednak nie. Z jeszcze żywszym odbiorem spotykały się szkolne kabarety; kilka naprawdę znakomitych grup wykonawców monologów, skeczy i piosenek satyrycznych ujawniło swój talent w naszej szkole. Warto podkreślić, że to sami uczniowie byli organizatorami, reżyserami i wykonawcami, mając jedynie przyzwolenie dyrekcji i pewną pomoc ze strony nauczycieli. Znacznie większa była i jest inspirująca rola nauczycielek w przygotowywaniu szkolnych spektakli teatralnych. Szczególne laury, w postaci Bursztynowej Maski, osiągnął zespół z lat 80., kierowany przez prof. Małgorzatę Stypko.
Ku nowym czasom
Koegzystencja młodzieży licealnej i uczniów innych szkół miała trwać jeszcze wiele lat. W 1966r. wydzielono SP nr 5, której ostatnie klasy przeszły już w 1.70. do nowo wybudowanej SP nr 8. Nie zrobiło się luźniej, gdyż na ich miejsce weszła filia wejherowskiej ZSZ, zaczątek dzisiejszej Szkoły Zawodowej im. H. Roszczynialskiego. Po jej usamodzielnieniu się i przejściu do nowej siedziby budynek Liceum gościł znów dzieci z przeładowanych szkół podstawowych, kolejno nr 8 i nr 4. Dopiero od 1987 r. licealiści mają szkołę tylko dla siebie, jeśli nie liczyć ćwiczących tu popołudniami karateków i uczniów Prywatnej Szkoły Muzycznej. Rozgęszczenie umożliwiło trwałe wprowadzenie trzeciego ciągu klas (wcześniej, w r. 1974 przyjęto dodatkową klasę, która dotarła do matury w 1978 r.) a od 1994 r. - rotacyjnie ciągu czwartego, dzięki czemu zróżnicowane zainteresowania uczniów mogą być lepiej rozwijane.
Z upływem lat zmieniały się programy, regulaminy matur, nazwy ocen, przedmioty. Język niemiecki wyparł rosyjski, informatyka - wych. techniczne, a tym samym zamiast stołów ślusarkich niezbędne okazały się komputery. Niestety, są także minusy. Drastyczne cięcia oszczędnościowe w oświacie spowodowały zanik zajęć pozalekcyjnych (pewne formy prowadzone są społecznie przez ofiarne nauczycielki), a finansowe kłopoty niektórych rodzin ograniczyły - miejmy nadzieję, że przejściowo - możliwość organizowania atrakcyjnych wycieczek klasowych. W tym sensie szkoła zszarzała...
Liczba uczniów podwoiła się i to nie tylko z powodu zwiększenia liczby klas; o wiele więcej uczniów uzyskuje teraz promocję i bywa, że klasy prawie w komplecie dochodzą do matury. Zdecydowana większość młodzieży mieszka w Rumi i Liceum nabrało charakteru szkoły środowiskowej; szybki rozwój naszego miasta sprawił, że mimo dwóch młodszych "sióstr" - liceów nie narzekamy na brak kandydatów. Bardzo zaś nas cieszy, gdy swoje pociechy przyprowadzają po kilkunastu latach absolwentki - mamusie i absolwenci - tatusiowie, w przekonaniu, że oddają je w dobre ręce, fachowe ręce.
Prawie 2.400 osób ukończyło nasze Liceum w ciągu minionych 50 lat. Choć głównym skupiskiem absolwentów jest, co oczywiste, Rumia, wielu innych życiowe losy rozrzuciły po całym świecie. Z radością, a często i dumą przyjmujemy wieści o sukcesach w różnych dziedzinach życia zawodowego i prywatnego, niezależnie od miejsca pobytu, naszych byłych uczniów. To tak, jak w dużej, bardzo dużej rodzinie.
Dlaczego Książęta Pomorscy?
Jubileusz 50 - lecia stanowi znakomitą okazję do sfinalizowania starań o nowego patrona, gdyż po rezygnacji w 1990 r. z poprzedniego imienia Liceum, jako jedyna z dużych szkół rumskich, patrona nie posiada.
Uważamy, że w kształtującej się wspólnej Europie, ku której Polska zmierza, idea małej ojczyzny nie jest przejściową modą, ale trwałym składnikiem ustrojowym. Gospodarcza i polityczna wspólnota nie może oznaczać kulturowej unifikacji, etnicznej anonimowości. A imię, patron - to dla szkoły swoisty kierunkowskaz całokształtu działania. Chcemy młodzież kształtować jako nowoczesnych Europejczyków, lecz także jako światłych Polaków, ludzi dumnych z swoich pomorskich korzeni, rodzimych tradycji.
Wiedza o historii całego Pomorza, a nawet tylko Pomorza Gdańskiego, przez tyle wieków stanowiącego ważną część Rzeczypospolitej, nadal jest w społeczeństwie nikła. A przecież, gdyby nie uporczywa obrona księcia Swiętopełka Wielkiego przed naporem krzyżackim, gdyby nie dalekowzroczna decyzja księcia Mściwoja n o połączeniu Pomorza z Wielkopolską, wreszcie gdyby nie patriotyczne trwanie ludu kaszubskiego na swojej ziemi, prawdopodobnie inaczej potoczyłyby się dzieje Polski i terenów nadbałtyckich. Starożytni głosili: "Navigare necesse est, vivere non est necesse" (Żeglowanie jest rzeczą konieczną, życie - niekonieczną). Natomiast dawna szlachecka Rzeczypospolita zapłaciła wysoką cenę za odwrócenie się plecami do morza, o czym m.in. świadczy znany cytat z utworu S. Klonowica (k. XVI w.): "Może nie wiedzieć Polak, co to morze, gdy pilnie orze".
Na wiele wieków odpadły od Macierzy pomorskie ziemie po Odrę (i jeszcze dalej), gdzie ongiś rozbrzmiewała słowiańska mowa. Historia dała Polakom nową szansę i jest naszym obowiązkiem, także wobec przyszłych pokoleń, tę szansę wykorzystać w pełni. Całej społeczności Liceum obowiązek ten przypominać będzie nowe imię i znane zawołanie H. Derdowskiego na szkolnym sztandarze: ""Nie ma Kaszub bez Polonii, a bez Kaszub Polski".
Jerzy Hoppe